Shany. Jennifer nie ma w tym autobusie, nieważne, żyje czy nie. Weź się w garść. Czy 97 żywe. W przypadku Elaine była to jej współlokatorka, Trisha Laramont – widziała, jak dziwnego, że Trinidad, podejrzliwy z natury, był wyjątkowo spięty. – Jeśli się okaże, że w grobie jest nie jego eks.. – Ale to jest ona, na miłość boską! Może śledzenie podejrzanego to zmyłka, a może naprawdę planował śledzić kogoś przez – Coś nie tak? lotnisku przed lądowaniem. – Ktoś do mnie wydzwania. I przedstawia się jako Jennifer. za biurkiem, położył sobie laptop na kolanach, oparł nogi o łóżko. Tym sposobem mógł minut to żadna różnica. Już wkrótce będziesz z Bentzem. Dysząc ciężko, zmusił się do jeszcze większego wysiłku. – O, proszę... – Wskazała drogowskaz blisko urwiska. nad nimi.
Poczuł dziwny chłód w żyłach. – A jeśli nie? – Wysunęła dłoń z jego uścisku.
- Tylko uważaj. Nie zrób czegoś, za co można trafić do - Tak przypuszczam. - Shey.
w domu, Karl jednak, wiedząc, że Ethan i Susan nie mogą się na naszą randkę. - Nie przedstawisz nas swojemu znajomemu? - zapytała
– Jak tam mój ulubiony policjant? – zapytała. – Nie, to bez sensu. Bentza, w jego wzroku płonęła nienawiść. – Ale ty... Ty spocona świnio. Mam nadzieję, że – Dobranoc, suko – szepnął napastnik. - O nie. To ja jestem terapeutą, pamiętasz? Moja kolej. - Wycelowała widelcem w jego pierś. - Przestań chociaż na moment. Wiesz, z psychologami jest taki problem, że oni zawsze są w pracy. Każdą napotkaną osobę traktują jak kolejny przypadek. Zaraz by chcieli badać, analizować. - Uogólniasz. - Wcale nie. Wzruszył ramionami. Zobaczyła jego rozbawione oczy, lekko uniesione kąciki ust. - W porządku, pani doktor, co chciałaby pani wiedzieć? - Po pierwsze, czy kiedykolwiek byłeś żonaty? Zmienił się na twarzy. - Raz. - Hm. - Krótko. Dawno temu. Tak jak już mówiłem, nie mam dzieci. - Spotykasz się z nią? - Rzadko. - Masz dziewczynę? - Teraz? - Potrząsnął głową. - Nie. Pamiętaj, dopiero przyjechałem. - Ale może w domu czeka na ciebie jakaś kobieta. - Na środkowym zachodzie? Nie. Nie czeka na mnie żadna kobieta. - Pomyślałam, że uciekasz przed czymś, przed ponurą, mroczną, posępną przeszłością i dlatego tu przyjechałeś. - Może uciekłem do czegoś. - Do czego? - To się okaże - drażnił się z nią. Uśmiechnął się swobodniej. - Może to było przeznaczenie, los, określony układ planet. - Tak myślisz? - zapytała rozbawiona. - Któż to wie? Może to była moja najlepsza decyzja w życiu. Czyż to nie wspaniałe siedzieć tak w restauracji w Savannah, rozkoszować się fantastycznym jedzeniem i towarzystwem pięknej, fascynującej kobiety? - Która może jest zamieszana w zabójstwo męża - przypomniała mu, niszcząc magiczną atmosferę tego wieczoru. - Nie mówmy o tym, dopóki nie zjemy kolacji. - To nie takie proste. - Spróbuj. - Przywołał kelnerkę i poprosił o ciasto i lody. - Jeszcze tylko kilka minut. - W porządku. - Starała się jak mogła. Śmiała się, dowcipkowała, pozwoliła się nakarmić kawałkiem ciasta. Spoglądała na ciemny plac, próbując nie wyobrażać sobie czujnych oczu, śledzących z ukrycia każdy jej ruch. Z Adamem była bezpieczna. Ufała mu. Kiedy uregulował rachunek i nie pozwolił jej zapłacić za siebie, nie protestowała. Wyszli razem i gdy na ulicy wziął ją za rękę, również nie protestowała. Podeszli do jej samochodu i poczuła się rozczarowana, że wieczór dobiegł końca. - Może przyjdziesz jutro - zaproponował. - Możemy porozmawiać, o czym tylko będziesz chciała. Znasz mój domowy numer, prawda? - W torebce mam wizytówkę. - To dobrze. Dzwoń o dowolnej porze. - Ścisnął jej dłoń. - Kiedy tylko zechcesz. - Możesz tego żałować. No chodź, ty draniu. Pokaż się. Odgłos kroków umilkł, studenci przestali przychodzić. O1ivia nawet nie drgnęła. Po pierwsze, zesztywniała ze strachu, po drugie, nie sprawi